Ten blog nie powstał dlatego, że w grudniu 2012 roku nastąpi koniec świata... Poważnie. Nic takiego nie będzie miało miejsca a już na pewno nie dlatego, że tak sobie w kalendarzyku zapisali Majowie. Jednakże świat, który znamy, w którym żyjemy zmienia się. Jesteśmy tylko elementami, niewielkimi zresztą w całej tej globalnej układance, która nazywa się organizmem planety i nie mówię tu wyłącznie o organizmie jako o biologicznej konstrukcji, o szeregu zjawisk biochemicznych tworzących życie na Ziemi. Mówię o wzajemnym oddziaływaniu, o zdarzeniach losowych, które od czasu do czasu zdrowo mieszają na Ziemi i o tym jak sami możemy doprowadzić do
Generalnej Rozpierduchy (
GR) znanego nam świata. Scenariuszy dotyczących naszej planety, które mogą zburzyć nasze dotychczasowe życie jest mnóstwo, do wybory do koloru:
- wybuch super wulkanu (np. erupcja kaldery pod Yellowstone w USA)
- zderzenie z obiektem kosmicznym (np. jakaś niewielka asteroida)
- gwałtowne zmiany klimatyczne i katastrofy naturalne związane z przebiegunowaniem Ziemi
- globalne przerwy w dostawach energii elektrycznej spowodowane burzami słonecznymi
- katastrofy naturalne (tornada, trzęsienia ziemi, susze, powodzie itd itp....)
- epidemia (np. zmutowana super-grypa)
- wybuch anarchii spowodowany krachem ekonomicznym
- wojna nuklearna
- globalna katastrofa ekologiczna
To tylko kilka najbardziej popularnych, chciało by się powiedzieć - spektakularnych przykładów. Prawda jest taka, że dla większości społeczeństwa, szczególnie tego żyjącego w miastach, z dala od natury, katastrofą jest zwykła przerwa w dostawie prądu, lub brak wody w spłuczce kibelka.
Wyobraźcie sobie co by się działo, gdyby jeden z powyższych scenariuszy zdarzył się jutro...
Wiedzielibyście co robić, by zwiększyć szanse przeżycia dla siebie i swoich najbliższych?
-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz